Okazało się, że jestem jednym z młodszych uczestników. Okazało się również, że jesteśmy z różnych stron Polski, a nawet świata, że wykonujemy różne profesje. Poczułem zaciekawienie. Pojawiła się we mnie gotowość do kontaktu. W naturalny sposób zacząłem ufać, zacząłem się zbliżać i otwierać… Ludzie opowiadali o swych doświadczeniach, o bolesnych emocjach – to mnie poruszało. Pojawiła się we mnie wtedy fantazja, jak inne są moje doświadczenia. I nieoczekiwanie dotarłem do siebie! Poprzez łzy i płacz innych uświadomiłem sobie, że we mnie jest radość i śmiech, niespieszność i afirmacja życia. Rozkwitłem. Poznałem cudowne osoby, które dodały mi energii. Wracałem przepełniony mocą i wiarą w siebie. Grupa Otwarcia otworzyła mnie na siebie, na to kim jestem, co czuję i jak odbieram ludzi w moim otoczeniu i świat.

Do dziś opowiadam przyjaciołom i znajomym, że sześć lat temu byłem w Dłużewie na Grupie Otwarcia. Mówię o tym, jak wiele odkryłem w sobie i jak mi tam było. Czasem, gdy ktoś pyta, czy ma jechać na Grupę Otwarcia, odpowiadam: „Spytaj się siebie”. Żeby tam pojechać, trzeba wiedzieć na pewno, że się chce. Mogę opowiedzieć, co zyskałem, jak było, co robiliśmy. Tak jak kiedyś opowiadałem, jak było w wojsku. Jednak ten wyjazd to coś innego niż wyjazd do wojska…. Ważne było dla mnie, że wyjeżdżają tam też dziewczyny. Bo to od nich wiele się nauczyłem. Empatii, współczuwania, opiekuńczości, umiejętności słuchania. Widzę, czego przedtem nie widziałem, słyszę, czego nie słyszałem, czuję to, co wcześniej się bałem czuć.

Po zakończeniu grupy, mimo całego zmęczenia i wyczerpania oraz tęsknoty za „normalnym” życiem, miałam niejasne przeczucie, że to dopiero początek drogi. Że właściwie zrobiłam bardzo niewiele – prawie nic wobec ogromu pracy, która jeszcze jest przede mną. Czułam się tak, jakbym przystąpiła do robienia porządków w domu, otworzyła szafę, wybebeszyła kilka szuflad i nie wiedziała zupełnie, co z tym wszystkim teraz zrobić. Powyrzucać? Poukładać i włożyć z powrotem? Miałam też świadomość, że tych szuflad do otworzenia jest jeszcze sporo, a być może mam jeszcze więcej szaf do uporządkowania. Albo inne porównanie: było tak, jakbym odnalazła i dokładnie obejrzała kilka puzzli z wielkiej układanki. A reszta leży gdzieś porozwalana po całym domu; od czasu do czasu, przy okazji jakichś porządków, odnajduję jeden albo dwa, ale ciągle nie mam pozostałych; potem, napotykając kolejne, zapominam o tych już wcześniej odnalezionych i wciąż nie mogę ułożyć całości. Co gorsza, nie mam pojęcia, jaki obraz się z tego wyłoni – piękny, a może potworny…? Chyba trochę się go boję. Boję się chwili, kiedy będę musiała spojrzeć w twarz mojej duszy.

Doświadczenia z grupy są czymś bardzo osobistym, co ma się chęć zachować w tajemnicy. A jednocześnie mam potrzebę powrotu do siebie sprzed lat, by przyjrzeć się sobie z perspektywy czasu. Ze wspomnień można czerpać siłę. To, co ważne dla osoby będącej w grupie, wiąże się nie tylko z jej pracą własną, ale i pracą innych osób. Moje doświadczenia w tym wypadku były bardzo korzystne dla mojego rozwoju. Zdarzyło się wiele sytuacji, które ugruntowały moje poczucie własnej wartości, poczułam się potrzebna, spotkałam się z życzliwością, zaufaniem i sympatią. Spróbowałam spotkać się z moim strachem, nie samotnie, lecz wśród ludzi. To wszystko zmieniło mnie i moje życie. Choć mogą się również w trakcie terapii grupowej zdarzyć sytuacje trudne do zaakceptowania, bolesne. I choć niełatwo w to uwierzyć, w rezultacie i to może mieć pozytywny wpływ na kształtowanie siebie.

To był trudny czas. Czas uczuć ekstremalnych, czas psychicznej i fizycznej zapaści. To co, że dzieci. To co, że praca. Oprócz tego, a może przede wszystkim, był ocean samotności. Jedyną dostępną mi formą walki z tym stanem była terapia krótkoterminowa, a potem Grupa Otwarcia. Dlaczego otwarcia? Wtedy też się zastanawiałam, dlaczego… Co takiego wydarzyło się na grupie, że pragnę o tym opowiedzieć? Działo się wiele. Wiele emocji, trudnych chwil, napięcie. Wiele prób zrozumienia, wsparcia, zbliżenia. Wiele pytań i wiele odpowiedzi. Błędnych interpretacji… Byłam na grupie. Wśród ludzi. Okazało się, że można mówić o rzeczach i sprawach wstydliwych, przemilczanych, zamkniętych. Że można pytać. Że inni mogą próbować szukać odpowiedzi ze mną, że niektórzy próbują odpowiadać za mnie. Odpowiadać. Opowiadać. Znowu pytać. Okazało się, że dla każdego jest miejsce z jego historią, z jego osobą. Tam doświadczyłam, mimo poczucia klęski w moim życiu rodzinnym, że nie ma ważniejszych czy mniej ważnych ‘dramatów’… bo dramat to dramat. Grupa to było intensywne przeżycie. Początek. Ćwiczenie umysłu i serca. Uśmiech przez łzy. Bieg transowy. Próba podniesienia głowy, prostowania zgarbionych pleców.

To, co działo się z nami, wtedy wydawało mi się niezwykłe. Teraz jako absolwentka psychologii wiem, że rządziła naszą grupą energia, która zawarta jest w każdej grupie i sprawia, że jej rozwój jest nieunikniony. Początkowo każdy czuł się obco. Nie wiedzieliśmy, co nas w grupie czeka, czego można się spodziewać po innych. Chcieliśmy zaprezentować się w taki sposób, by inni nas zaakceptowali. Chcieliśmy jak najwięcej dowiedzieć się o innych, aby przestać się ich bać. Na prowadzącego patrzyliśmy z podziwem. Na przerwach słyszałam uwagi typu: „Ach, jaki on spokojny i zrównoważony, jaki męski i jeszcze taki mądry”. Nikt nie przerywał, gdy zaczynał mówić i wszyscy zgadzali się z jego zdaniem. Był jednak na tyle niedyrektywny, że po niedługim czasie wielu z nas zorientowało się, że trzeba sprawy wziąć we własne ręce. Pobyt na Grupie Otwarcia wspominam jako bardzo pozytywne, aczkolwiek niesamowicie ciężkie doświadczenie. Dowiedziałam się wiele na temat ludzi, pewne rzeczy lepiej zrozumiałam. Ten tekst napisałam w dużej mierze dla siebie. Po to, aby nie zapomnieć. Po to, aby pamiętać.